Przerażająca na ten swój zimny, spokojny, skandynawski sposób wizja dystopijnej przyszłości, w której każdy może stać się zbędny – „Jednostka” Ninni Holmqvist.
Wyobraź sobie świat, w którym rządzą zimne liczby, a człowiek zredukowany jest do ciała. Społeczeństwo, które nie potrafi odmówić, nie potrafi wyrazić sprzeciwu, ale biernie poddaje się woli wszechobecnego państwa. Wyobraź sobie placówkę, do której może trafić każdy, który już nie jest potrzebny, z kogo, według ustalonych kryteriów, nie będzie już pożytku. Ostatnie pożegnania, porzucone domy, spakowany dorobek życia w walizce, sztuczny uśmiech na twarzy. A potem kilka dni pięknej iluzji, państwowej fatamorgany, który prowadzi ku jednemu – ku śmierci.
„Jednostka” przeraża i wrzeszczy ku przestrodze. Ninni Holmqvist nie robi tego jednak agresywnie czy brutalnie, ale po cichu, tak po skandynawsku, jakby szeptem, ale wystarczająco głośno, by przypomnieć, że utylitarna wizja przyszłości to wizja, której możemy uniknąć, której musimy uniknąć, by pozostać cywilizacją. Opowieść, którą snuje jest jasna, przestronna, dająca czytelnikowi wystarczająco miejsca na oddech, ale też w jakiś sposób obezwładniająca, zdehumanizowana, surowa na tyle, że wzmaga poczucie osaczenia z każdą stroną. Paraliżuje i utrzymuje uwagę od początku do samego końca.
To jedna z najciekawszych i najbardziej realistycznych powieści dystopijnych ostatnich lat.